Czym właściwie jest samotność? Jak można by ją zdefiniować? Z pewnością jest to swego rodzaju odczucie braku. Brakuje nam kogoś, kto by nas wysłuchał, umiał zrozumieć i był dla nas wsparciem w trudnych chwilach. Możemy być otoczeni wieloma osobami, prowadzić bogate życie towarzyskie, mieć partnera życiowego i własną rodzinę, a mimo to wciąż czuć się samotnie.
Poczucie wewnętrznej pustki, niezrozumienia ze strony innych i osamotnienia potrafi bardzo wdać się we znaki. Często nie wiadomo w ogóle, co można by z tym zrobić. Nie pomagają codzienne spotkania ze znajomymi i przyjaciółmi. Partner stara się jak może, ale nie przynosi to nam ulgi. Rodzina owszem wspiera, ale potrafi i nieźle dokuczyć, bo jak wiadomo z nią to najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Kolejny raz zostajemy z problemem sami. Sami z tą wewnętrzna tęsknotą, która wydaje się być niemożliwa do ukojenia przez kogokolwiek z zewnątrz. Właściwie nie do końca wiemy za czym i za kim tęsknimy. Rozwiązania nawykowo szukamy na zewnątrz, a jak to zazwyczaj bywa, jest ono wewnątrz nas. Zaryzykuję śmiałą tezę, że poczucie samotności rzeczywiście wynika z powodu braku w naszym życiu tej jednej, najważniejszej w nim osoby: nas samych. Tak bardzo skupiamy się na tym, żeby zdobyć aprobatę ze strony znajomych, być lubianym i podziwianym, że zapominamy o sobie, chcąc przypodobać się innym i im dogodzić na wszelkie możliwe sposoby. Skutek zazwyczaj jest odwrotny od zamierzonego. W towarzystwie zaczynamy uchodzić za atencjuszy, osoby łase na pochlebstwa i lizusów. Dla każdego bowiem dobrze widoczna jest nasza przemożna chęć zadowalania innych, często kosztem samych siebie i brak poczucia własnej wartości. Często zatem jesteśmy ofiarą manipulantów i budzimy w innych ludziach politowanie, a nie tak jak tego byśmy sobie życzyli, szacunek. Wymuszanie komplementów, pochwał i uwagi od innych osób, zawsze kończy się ich niechęcia względem naszej osoby. Ludzie chcą dawać, bywają nawet całkiem hojni, ale tylko wtedy, gdy robią to z własnej, nieprzymuszonej woli. W takim razie co robić? Jak żyć? Zazwyczaj, jeśli nie wiemy od czego zacząć, to zacznijmy od siebie. Wszystko to, co chcielibyśmy dostać od innych, dajmy samym sobie. Bądź dla siebie dobry/a. Zjedz kawałek ulubionej czekolady, obejrzyj film, ładnie się ubierz, sprawiaj sobie małe przyjemności i naucz się być dla siebie swoim najlepszym przyjacielem. Przecież sam najlepiej wiesz, czego Ci potrzeba. Gdy nauczysz się sam zaspokajać swoje potrzeby, nie będziesz wymuszać tego na innych. Przeciwnie sam chętnie będziesz dawać, ale zrobisz to z serca, nie oczekując niczego w zamian i właśnie wtedy inni oddadzą Tobie, to co od Ciebie otrzymali, ale znów zrobią to, bo będą tego chcieli, a nie dlatego, że będą się czuli Tobie zobowiązani. Widzisz różnicę? Pozwól ludziom przychodzić i odchodzić, kiedy chcą. Osoby, które chcą być częścią Twojego życia, będą nią i zaakceptują Ciebie takim, jakim jesteś. Mogą wskazywać Tobie rzeczy, nad którymi warto by było popracować, ale nie będą uzależniały od tego, czy to zrobisz, waszej relacji. Jeśli przyjaciele czy partner chcą byś koniecznie zmienił się dla nich i ciągle im coś w Tobie nie pasuje, to najprawdopodobniej masz do czynienia z toksyczną relacją, którą najlepiej jest zakończyć, by zrobić więcej miejsca dla innych ludzi, którzy będą po prostu cieszyli się z Twojego towarzystwa. Parę inspirujących cytatów i przemyśleń na koniec: Bądź zmianą, którą chcesz widzieć w świecie. Pracuj nad sobą ciężko i wytrwale, ponieważ co zasiejesz, to zbierzesz. Nie istnieją niestety drogi na skróty (prowadzą nas wtedy zazwyczaj na manowce). Droga do samego siebie, do własnego wnętrza, jest długa i trwa całe życie. Przecież w trakcie jej trwania my też się zmieniamy, więc ciągle jest coś nowego do odkrycia. Potraktuj ją dlatego jako fascynującą przygodę i bez obaw wyrusz w drogę do swojego wnętrza. Autorka: Milena Rajewicz